Wykrywacz Artefaktów | Pora dnia: | |
Zbieraj zioła |
Zarząd Cesarstwa poszukuje aktywnych osób do pomocy przy reaktywacji. Po resztę informacji prosimy zgłaszać się na GG: 13763440
- Nie znasz mnie, ale miło mi że się o mnie troszczysz. Jak było na polowaniu? Zapewne szybko musiałaś przeze mnie wrócić. - uniosłem swoją rękę i położyłem na ręce Konan. - Posłuchaj.. Dziwnie może to zabrzmieć, bo znamy się krótko, ale nigdy nie spotkałem dziewczyny tak wyjątkowej jak Ty. - po chwili zmrużyłem oczy znowu kaszląc. - Jesteś taka miła i taka słodka. - uśmiechnąłem się do Niej i schowałem kły.
Offline
Dares po raz trzeci już wyszedł przed tłum. Tym razem na placu płonęło olbrzymie ognisko. W końcu dzisiaj jest Święto Ognisk.
Nie czekając zbędnej chwili, przemówił:
- Witaj ludu Cesarstwa! Zebraliśmy się tutaj, aby celebrować ostatnie ze świąt - Święto Ognisk. Ognisko, a raczej ogień od dawna daje na ciepło, ochronę i bezpieczeństwo w czasie kiedy jesteśmy w trakcie wyprawy, podczas odpoczynku w obozie. Nie chciałbym was tutaj bez-potrzebnie zatrzymywać, wiem iż każdy chciałby jedynie pić, jeść i bawić się. Więc, radujmy się i świętujmy, albowiem święto skończy się o północy.
Offline
- Nie byłam zbyt długo na tym polowaniu, praktycznie gdy strzeliłam w samice łosia od razu wróciłam. Nawet nie wiem czy strzała ją trafiła.
Zdziwiła się gdy położył swoją rękę na jej. Jak mówił te słowa. Nikt nigdy tak do niej nie mówił.
- To miłe co mówisz - uśmiechnęła się ciepło.
Goście, przede mną nie uciekniesz i tak cię znajdę.
Offline
Oczy znów zaczęły mi się zamykać, głód dokuczał coraz bardziej, a ból był coraz większy. Zacisnąłem zęby, jedną rękę ścisnąłem, a drugą wciąż trzymałem na ręce Konan. - Już powinno być lepiej, dziękuję za opiekę i wybacz, że musiałem Cie zamartwiać, nie chciałem. - mimo bólu wymusiłem na twarzy szczery uśmiech skierowany do Konan.
Ostatnio edytowany przez Raytlion (2012-07-17 20:01:50)
Offline
- Panie, przecież widzę, że cierpisz - starała się mówić spokojnym głosem. Po chwili dodała trochę ciszej - Chciałabym ci pomóc, ale nie wiem jak... - opuściła na dół głowę. Nie zauważyła jak Tristan podszedł do niej i trącił ją delikatnie pyskiem. Dzisiaj prawie w ogóle się nim nie zajmowała. Rano, tylko na chwilę do niego podeszła.
Goście, przede mną nie uciekniesz i tak cię znajdę.
Offline
- To tylko chwilowe, nie martw się o mnie. - Zauważając jak koń podszedł do Konan odpowiedziałem. - Zajmij się koniem, mu bardziej przyda się Twoja opieka. Poza tym jestem Raytlion, na Pana nie wyglądam, jestem dość młody. - uśmiechnąłem się lekko do Konan, po chwili oczy się zamknęły, a ja przekręciłem się na bok puszczając rękę Elfki.
Offline
- Dobrze, dobranoc - powiedziała cicho. Była zmęczona, a jutro podobno miała zacząć pracę. Powinna być wypoczęta. Udała się więc pod jedno z drzew by zasnąć. Tristan położył się koło niej. Zanim zamknęła oczy popatrzyła jeszcze w stronę wampira by zobaczyć czy mu nic nie jest.
Goście, przede mną nie uciekniesz i tak cię znajdę.
Offline
Leżał na boku lekko telepiąc się, potworny ból minął, a On mógł w spokoju spać, aż do kolejnego powrotu tego potwornego uczucia. Przez głowę przeszła mu tylko jedna myśl *Czy dożyję jutrzejszego ranka? Może mnie zabiją, albo ja będę musiał kogoś.. Jakie to skomplikowane.* kaszel nie ustawał, a z Jego twarzy zszedł uśmiech, który pojawiał się na niej zawsze, gdy widział czarnowłosą elfkę.
Ostatnio edytowany przez Raytlion (2012-07-17 22:03:54)
Offline
-Ja dziękuję za taką imprezę ! Że się zgubiłem w tych krzaczyskach to jeszcze nic nie upolowałem i w dodatku całą noc musiałem spędzić na drzewie przez jakąś zafajdaną watahę wilków . Nie no ja podziękuję na drugi raz !- Krzyczałem wchodząc na Pole namiotowe po kilku godzinach błąkania się po puszczy. Wyglądałem jak 7 nieszczęść . Cały poubierany w Liście ,patyki i Bogowie wiedzą w co jeszcze. - Człowiek szybciej Odnajdzie drogę w Burzy piaskowej na Wielkich pustyniach Scharar-Karif niż w tej waszej Puszczy!-
Offline
Obudziła się rano cała obolała, spanie na ziemi nie należy do wygodniejszych. Było jej zimno, a trawę pokrywała rosa. Przeciągnęła się i powoli wstała. Nie miała już wianka na głowie. Pewnie musiał jej gdzieś spaść, albo Tristan zjadł gdy spała. Podeszła wolno do miejsca gdzie leżał Raytlion. Uklękła przy nim i chwilę patrzyła się jak śpi. Musiała iść, przecież dzisiaj miała zacząć pracę. Pochyliła się nad nim i szepnęła mu do ucha:
- Muszę iść, do następnego razu Raytlionie.
Chwilę jeszcze siedziała przy nim, nie wiedziała czy jest mu lepiej czy nie. Wolałaby już nie pójść do tej pracy, niż zostawić go w takim złym stanie.
Goście, przede mną nie uciekniesz i tak cię znajdę.
Offline
Obudził się o poranku w tej samej pozycji w jakiej zasnął. Zauważył siedzącą obok Konan, spojrzał na Nią, po chwili się uśmiechnął. - Witaj. Jak się spało? - Na Jego twarzy znowu zagościł uśmiech, ból ustał, lecz głód wciąż dokuczał. - Dzisiaj najwidoczniej będziemy musieli się już rozstać, a szkoda. Polubiłem Cie, nawet bardzo.
Offline
Odwzajemniła uśmiech.
- Witaj - spuściła głowę na dół. -Tak, najwyraźniej będziemy musieli... Ja też cię polubiłam - popatrzyła mu prosto w oczy. Nie chciała iść do tej pracy, ale musiała jakoś zarobić na jedzenie.
Goście, przede mną nie uciekniesz i tak cię znajdę.
Offline
Podniósł się z ziemi, oklepał z kurzu i usiadł naprzeciwko Konan. - Dziękuję za opiekę, mogło być gorzej, ale Twoja obecność mi pomogła. Nie wiem jak, ale przy Tobie poczułem się lepiej. - spojrzał swoimi błyszczącymi oczyma w oczy Konan. - Żałuję, że musimy się rozejść, mam nadzieję że spotkamy się niedługo.
Offline
- Cieszę się, że dzięki mnie się lepiej poczułeś. Jakim sposobem to nie wiem, przecież tylko się o ciebie martwiłam - uśmiechnęła się bardziej, ale tylko na chwilę, bo znów wszystko przeszło na to o rozstaniu. - Ja też tego żałuję - uśmiechnęła się.- Też mam taką nadzieję, że się niedługo spotkamy. Więc, do zobaczenia, powinnam już iść - pobiegła szybko do Wolnego Miasta Portowego. Tristan udał się za nią.
Ostatnio edytowany przez Konan (2012-07-18 12:09:14)
Goście, przede mną nie uciekniesz i tak cię znajdę.
Offline
Tam gdzie jeszcze kilka dni temu stały rzędy namiotów pozostał jedynie pas, lekko ugniecionej ziemi, dokoła otoczony gęstymi lasami, wolną od drzew pozostawiając jedynie wąską ścieżkę. Wszyscy uczestnicy świąt zdążyli już przenieść się do własnych, ciepłych domów, całkowicie zapominając o celebrowaniu i wrócili do swych zawodów, ponownie wspomagając cesarstwo swoją pracą. Plac nadal pozostaje miejscem otwartym, gdzie każdy obywatel może rozbić własny obóz.
Offline