Wykrywacz Artefaktów | Pora dnia: | |
Zbieraj zioła |
Zarząd Cesarstwa poszukuje aktywnych osób do pomocy przy reaktywacji. Po resztę informacji prosimy zgłaszać się na GG: 13763440
Imię/b] Michelle Ałykawa
[b]Wiek: 14 lat
Rasa: Człowiek/elf
Profesja: Ogrodnik/Łucznik
Ekwipunek: Łuk, Kołczan, Łopatka
Charakter: Nie przepada za ludźmi, w związku z jej przeżyciami. Jest wrażliwa i nieobliczalna. Jeżeli ktoś krzywdzi niewinne stworzenie, działa impulsywnie i nie panuje nad emocjami.
Wygląd/b] Białowłosa dziewczyna z szarymi, nieobecnymi oczyma. Ma bladą cerę i niewysoki wzrost. Małe elfie uszy. Wysportowana, ponieważ chodzi po drzewach bez najmniejszego szelestu. Szczupła i zgrabna. Włosy do ramion.
Ubiór: Nosi czarną, skórzaną spódniczkę, uszytą ze skórzanych języków; skórzany biustonosz, przypominający bluzkę i czasami skórzany gorset. Ma buty na wzór oficerek, zakończonych białym futerkiem. Na prawej ręce ma skórzaną ochronkę od nadgarstka do łokcia, zakończona białym futerkiem i wiązana przez całą długość. Przy szyi
ma przywiązany swój kaptur, który ma białe futerko przyszyte po bokach i wewnątrz kaptura. Na biodrach ma skórzany pas, do którego ma przyczepioną łopatkę, a przez tułów ciągną się pasy od kołczana i łuku.
[b]Historia: Ciężka.
Jej matką jest wiedźma, która swoimi okropnymi czarami wezwała pewnego przystojnego elfa do swojej chaty. Biedak. Nie wiedział co się z nim dzieje. Potem zamknęła go w swoich lochach. I tak co noc.
W końcu wiedźma zaszła w niespodziewaną ciążę. Urodziła śliczną córeczkę, która urodę odziedziczyła po tacie. Jednak wiedźma nie posiadająca żadnych uczuć, uznała, że dziewczynka będzie jej zabawką pełniącą funkcję rozrywki. Wiedźma widzi każdy ruch dziecka, a każde cierpienie dziewczynki sprawia jej wielką radość. Czarownica nie chciała wychowywać smarkacza, więc podrzuciła ją jakimś wieśniakom pod chatą i zapukała.
Kobieta, która otworzyła drzwi zdziwiła się, jak każdy postawiony w takiej sytuacji. Wzięła dziecko i zajmowała się nią.
Dziewczynka z każdym dniem była coraz ładniejsza. W wieku 2 lat bawiła się z innymi dziećmi, mniej więcej w podobnym wieku. Miała wielu przyjaciół.
Jednak piekło zaczęło się, gdy miała 6 lat. Wtedy czarownica rzuciła na nią zaklęcie, które sprawiło, że została niemową.
Potem uczyła się dużo o ogrodnictwie, bo kochała kwitnące rośliny. Uczyła się także jakie rośliny leśne można spożyć. W tym zakresie była wybitna.
Kilka lat później, kiedy dziewczynka miała 8 lat na wioskę najechała armia sąsiedniego państwa, które walczyło o utracone ziemie. Powyrzynali wszystkich, tylko dzieciom i młodzieży udało się uciec, bo uciekli z wioski kilka godzin przed najazdem.
Wtedy wszyscy trzymali się razem. Niestety, szli w ciemnym i zimnym borze, gdzie większość zwierząt, jakie mieli na swoje wykarmienie padała. Potem najmłodsze dzieci padły ofiarą chorób, zimna, głodu. Niektórzy z nastolatków nie mogli przeżyć tego, że co chwila umiera dziecko na ich oczach, a oni nie mogą z tym nic zrobić. W nocy, gdy reszta spała, lub po prostu oddalając się od już nielicznej grupy wieszali się na drzewach, lub podcinali sobie żyły wykrwawiając się na śmierć.
Gdy pozostało już tylko 6 osób: 16-letnia dziewczyna panująca nad wszystkim i ochraniająca młodych, 15-letni chłopak chcący dorównać swojej koleżance, 14-letni chłopak, 12-letni chłopak, 11-letnia dziewczynka, 8-letnia Michelle i 6 letni chłopczyk oraz 2 konie w lesie który przemierzali napadli ich orkowie. Najstarsze dziewczyny wciągnęli na swoje konie, a gdy chłopcy chcieli je ratować, orkowie zabili ich na miejscu. Michelle z chłopczykiem zawróciła i uciekała. Jednak nie było łatwo. Gonił ich jeden ork, lecz gdy koniowi Michelle udało się przeskoczyć błotniste bagno tamtemu się to nie udało. Wleciał w lepkie błoto. Michelle miała całą twarz zapłakaną, cała się trzęsła ze strachu. Przeczekała wtedy moment, aż orkowie sobie pójdą i wróciła do chłopców. Od najstarszego usłyszała tylko słowa: Uciekaj, nie przejmuj się nami i uciekaj. Dasz sobie radę i... dziękuję... zamknął oczy i zadławił się krwią, bo miał wielką ranę na szyi. Utonęła we własnych łzach, a chłopczyk, który był cały czas przykryty płachtą odsłonił ją i zapytał:
- Dlaczego płaczesz?
Michelle jednak nie odpowiedziała. Nie mogła. Nawet, jakby tego bardzo chciała. Szła potem kilka tygodni z chłopczykiem na grzbiecie kasztanowego konia, ale głód dawał się we znaki. Starała się wypatrzeć jakiś roślin do jedzenia ale na próżno.
Niedługo później znalazła z chłopczykiem rzekę i wszyscy zaspokoili potrzebę pragnienia.
Później szli skrajem lasu. Chłopczyk miał już 7 lat, a Michelle 9. Siedmiolatek trzymał się jej kurczowo, aby nie spaść z konia. Nie było to tak potrzebne, ale bał się, że zostanie sam, więc objął ją za brzuch i trzymał mocno.
W niedługim czasie znaleźli sad ogrodzony drewnianym płotem. Zrywali dojrzałe owoce jabłoni z gałęzi, które wykraczały poza posesję. Te jednak szybko się skończyły i dzieci skazane były na wejście do sadu. Michelle z chłopczykiem weszli do środka i obrywali soczyste owoce. Po niedługim czasie z chałupy wyszedł gospodarz z batem i biegł w kierunku dzieci krzycząc:
-Wy gnojki, co wy sobie myślicie?
Złapał siedmiolatka, ściągnął mu spodnie i lał batem ile mógł. Michelle starała się odciągnąć zwyrodnialca, ale ten zlał ją w głowę. Ta niewytrzymała i zbiła mu swoją łopatkę w bok. Chwyciła chłopczyka i szybko wsadziła na konia za płotem. Potem sama wlazła wierzchowcowi na grzbiet i uciekli. Po kilku minutach wyczerpującego dla konia galopu, udali się nad rzekę. Tam Michelle starała się opatrzyć chłopczyka, ale ten, po paru godzinach, gdy udali się w głąb lasu, zmarł.
Michelle leżała do świtu następnego dnia obok jego zimnego, martwego ciała i nie chciało jej się już nic. Nie chciała żyć, nie chciała nic. Chciała umrzeć.
Lecz żeby tego jeszcze było mało nawiedzały ją widma i duchy drwiąc z niej, że jest córką czarownicy, że to jej wina, że wszyscy nie żyją. Ona rozpłakała się. Leżała jeszcze kilka godzin nieruchomo. Czuła, że wszystkie siły już ją opuszczają, że ujrzy niebo. Czuła, że już niedługo odejdzie, że już niedługo jej cierpienia się skończą.
Wtedy, gdy już nadszedł świt słychać było galop. Kilkunastu koni. To jechały elfy. Ujrzały w oddali dziewczynkę i przybiegli do niej i martwego chłopczyka. Kiedy pochylił się nad nią jeden z elfów, ta właśnie zamknęła oczy.
Gdy się obudziła była w bogato zdobionej komnacie. W czystym przebraniu. Gdy ujrzała przez okno, zauważyła przystojnego elfa strzelającego z łuku. Wtedy spodobało jej się łucznictwo. Uczyła się go przez cztery najbliższe lata.
Później, w dniu jej czternastych urodzin, gdy ruszyła z grupą napadli ich płatni zabójcy. Porwali młodą dziewczynę, a resztę elfów tylko poranili. Niektórych dotkliwie. Młoda dziewczyna leżąc na nogach czarnego jeźdźca wbiła mu w brzuch swoją wierną łopatkę, a ten spadł z konia. Wtedy to miała świetną okazję do ucieczki. Jednak obok niej jechał jeszcze jeden czarny jeździec i w porę przystopował konia, na którym jechała. Reszta gromady zatrzymała się i poszła po rannego, a dziewczynę związano.
Kiedy doszli do obozu czarownice zaopiekowały się rannym, a dziewczynę wrzucili do namiotu. Gdy czarny jeździec doszedł do siebie zajął się dziewczyną osobiście... Ta noc była straszna... I to w dniu jej urodzin...
Po dwóch tygodniach, podczas nocy zabiła swojego pana, wyszła z namiotu cichutko i pozabijała wszystkich po kolei. Wzięła wszystkie zwierzęta jakie były w obozie i uciekła.
Ostatnio edytowany przez Michelle (2012-07-27 12:07:43)
Offline